"S�uga Mroku" cz. II
Prolog
- Gdzie ona jest! - krzykn�� wysoki m�czyzna do odzianego w czerwie� maga - gdzie j� wys�a�e�!?
Czarodziej zrobi� kwa�n� min� jak zawsze, gdy kto� si� do niego odzywa� i wzruszy� ramionami. Akir a� zaczerwieni� si� ze z�o�ci, a przez twarz maga przemkn�� u�miech zadowolenia.
- Tam gdzie zgin�, nie maj� szans - powiedzia� od niechcenia czarownik i podszed� bli�ej ogniska, aby obr�ci� kij z zatkni�t� na nim kie�bask�. Ju� si� przypieka�a.
- Zgin�? Mia�e� j� uwi�zi�! Uwi�zi� t�paku!!
Nagle wszystkich og�uszy� huk. Mag doskoczy� do wojownika, a z jego r�ki wystrzeli�a jaskrawa smuga pojmuj�c Akira w �wietliste p�ta.
- Zamilknij ignorancie, g�upi r�baczu, twoje s�owa s� zb�dne! Je�eli jeszcze raz si� tak do mnie odezwiesz zginiesz!
Nikt si� nie odezwa�, a zebrani wok� ogniska m�czy�ni odwr�cili spojrzenia, gdy ich przyw�dca upada� na ziemi� zwolniony z trzymaj�cego go zakl�cia. Mag zmierzy� ka�dego spojrzeniem, po czym podni�s� kij z kie�bas� do ust.
- Bardzo dobra - mrukn�� - trzeba by�o nie zabija� tego handlarza hehe - zarechota� i odwr�ci� si� szeleszcz�c czerwon� szat� w stron� siedz�cego z w�ciek�� min� Akira.
- No wi�c, mo�e chcesz wiedzie� gdzie ich pos�a�em? Os�odz� Ci t� wiadomo��, spotkali si� z mrocznym liczem Denomarem. Zgin�li straszn�, okrutn�... pi�kn� �mierci� - u�miechn�� si� i zn�w ugryz� zarumienion� smacznie kie�bas� - cierpieli nieludzkie katusze, gdy ich cia�a pali� kwas czy trawi�a bolesna zgnilizna. Ciesz si�, ta ma�a pokraka ju� nie �yje, a jej cia�o sk�din�d ca�kiem, ca�kiem, �r� ghule.
Przez usta m�czyzny przemkn�� nik�y u�miech na my�l o rozdzieranym ubraniu i sk�rze Ditri, cho� wola�by aby to on sam m�g� si� tym zaj��. Z przyjemnych wizji wyrwa� go krzyk maga.
- G�upcze wsta� rzesz! B�dziesz tak siedzia�? Gdzie te konie? Wracam na Wypalon� G�r�, i oczekuj� zap�aty!
- Oczywi�cie j� dostaniesz - Akir musia� walczy� z pot�n� si�� ka��c� mu wbi� sw�j z�bkowany sztylet mi�dzy �ebra tego czerwonego idioty. A ostrze prosi�o, n�ci�o.
Rozdzia� I
Ognisko dogasa�o, rzucaj�c czerwonawe b�yski na ga��zie pobliskich drzew, z kt�rych sp�ywa� na zebranych uroczy zapach igliwia zwil�onego deszczem. Delikatny, wieczorny wietrzyk porusza� ga��mi �wierk�w i sosen, g�ruj�cych ponad zebranymi przy ogniu przyjaci�mi. Siedzieli spokojnie, przys�uchiwali si� cichej opowie�ci p�elfki. S�uchali s��w wypowiadanych dr��cym g�osem, pe�nym �alu i z�o�ci szukaj�cej uj�cia. Nikt si� nie odezwa� jakby w obawie przed zburzeniem pozornego spokoju, chwili bolesnej akceptacji przesz�o�ci.
Gdy sko�czy�a zapanowa�a jeszcze g��bsza cisza i tylko chuchanie sowy pozwala�o wnioskowa�, �e co� �yje w tej dolinie. Trzaski p�omieni ogniska posy�a�y w powietrze chmary ma�ych iskierek, kt�re nik�y wygasaj�c jak nadzieja z serca.
- Co si� sta�o p�niej? - odezwa�a si� Amfisia z przej�ciem przerywaj�c przed�u�aj�c� si� chwil� milczenia po ostatnich s�owach p�elfki.
Ditri westchn�a ci�ko i opu�ci�a g�ow�.
- Nie musisz nic m�wi� ma�a - rzek� Yarpenn, a siedz�cy obok Kymil przytakn�� skinieniem grzebi�c patykiem w ogniu, - ale zgodzi�a� si� na t� opowie�� - doda� po chwili
- Potem nie by�o nic, tylko mrok i duchy przesz�o�ci.
- Mdli mnie od takiej gadki id� sprawdzi� teren - zirytowa� si� Pheagator i odszed� od ogniska.
Gdyby nie Morglum, kt�ry zwinnie - jak na ogra - przytrzyma� zapalczyw� p�elfk�, Ditri warcz�c jak wilczyca rzuci�aby si� mrocznemu do gard�a.
- Twoja nie patrze� na on - mrukn�� nisko ogr i wygl�daj�c, jakby wszystko rozumia� u�miechn�� si� najserdeczniej jak umia�. Twarz ogra nie jest stworzona do �miechu i grymas na twarzy Morgluma wygl�da� naprawd� zabawnie. Smutek z oblicza Ditri znik�, a zast�pi� go pi�kny u�miech, kt�ry podarowa�a ogrowi. Przez te kilka dni w�dr�wki i niepewno�ci, co zastan� w dolinie, Ditri zd��y�a ju� doceni� prawdziw� warto�� tego niezwyk�ego przyjaciela. Nigdy w jej g�owie nie zaistnia�by nawet pomys�, aby zaprzyja�ni� si� z ogrem, symbolem brutalnej si�y i ch�ci walki.
- W�a�nie, daj spok�j ma�a, ten Akir my�li pewnie, �e ju� nie �yjesz. B�dzie ci �atwiej go wytropi� i ubi... ukara�.
- Zapomnie�! - rzuci�a p�elfka i usadowi�a si� wygodniej.
- Pragniesz zapomnie� swoj� przesz�o��, ale to w�a�nie ona ci� ukszta�towa�a, nie mo�esz odrzuci� swego dziedzictwa - odezwa� si� dot�d milcz�cy z�otow�osy elf.
- Ale gdy si� zemszcz� b�d� mog�a... - zawaha�a si� i spojrza�a elfowi w oczy.
- Nie zapomnisz, gdy twoja zemsta si� dope�ni pogr��ysz si� w jeszcze wi�kszym b�lu, w twej duszy powstanie pustka, kt�ra b�dzie d��y�a do zape�nienia. Zape�ni si� nawet bez twojej wiedzy, ale wtedy b�dzie ju� za p�no.
- Co ty wygadujesz? Przecie�, gdy si� zem�ci b�dzie wolna - zaprotestowa� krasnolud.
- Od czego przyjacielu? Od b�lu? Przesz�o�ci? A mo�e od poczucia winy, kt�rym ludzie nagminnie si� obarczaj�?
- Nie czuj� winy, tylko z�o��, �e nie mog�am pom�c matce i ojcu, kt�ry walczy�, aby mi pom�c, aby ratowa�... - g�os prawie niezauwa�alnie za�ama� si� jej - aby ratowa� mnie i moj� mam�.
- To naturalne, i s�dz�, uwa�am mimo wszystko, �e powinna� i�� za g�osem serca, cho� tak cz�sto serce ci�gnie nas w kierunku tego, co zgubne.
- Ach elfie sko�cz ju� prawi� te swoje sentencje - wtr�ci� si� Yarpenn i spojrza� na Ditri - Kymil mo�e i ma racj�, ale decyzja nale�y do Ciebie, i to ty j� musisz podj��, nie jaki� m�drala.
- Wiem, i nie mam w�tpliwo�ci! - prawie krzykn�a, ale nie by�o w jej g�osie wyrzutu - wiem, co mam robi� i nikt mi w tym nie przeszkodzi, Alvanna si� ode mnie odwr�ci�a - posmutnia�a - nie potrzebuj� jej, nikogo nie potrzebuj�!
Zn�w zapanowa�a niezr�czna cisza, przerywana tylko trzaskami ognia. Morglum dorzuci� z zamachem troch� ga��zi, a p�omienie od razu o�y�y ukazuj�c twarze przyjaci� pogr��one w ponurym nastroju.
- Dlaczego tak marudzicie? - zapyta�a Amfisia z wymuszonym u�miechem - mamy weso�e zadanie do wykonania.
- Twoje poczucie humoru jest troch� nie na miejscu - odezwa� si� Yarpenn - ale po cz�ci masz racj�.
- Bzzytt, bzyt �och! - wrzasn�� Morglum i trzasn�� si� w policzek tak, �e prawie upad� - bzytek bach!! Ha!
Ditri zachichota�a widz�c komara odlatuj�cego spomi�dzy palc�w ogra.
- Trafi�e� go olbrzymie - krzykn�a i odsun�a si� od wykonuj�cego zamaszyste ruchy ramionami ogra. U�miech na jej twarzy wygl�da� tak pi�knie, by� taki inny od pe�nego determinacji i zawzi�cia wyrazu, jaki zawsze jej towarzyszy. P�elfka jest taka st�umiona tak pe�na b�lu, kt�ry nie mo�e uciec, nie mo�e odej��.
Tego wieczora wszyscy zebrani przy ognisku zastanawiali si� nad jednym. Ci�ko by�oby odgadn��, do jakich wniosk�w doszli, gdy� mrok przy�mi� wszelkie �wiat�a my�li p�yn�ce przez noc.
Do milcz�cego obozu wkroczy� Pheagator. Jego niezgrabne ku�tykanie us�ysza�by nawet �pi�cy ogr, jednak teraz Yarpenn nie mia� ochoty na to narzeka�.
- Dlaczego tu tak cicho, zawsze prawicie bez sensu?
Towarzysze spojrzeli na mrocznego bez s�owa.
- Me najbystrzejsze oczy zn�w wypatrzy�y co�, czego wy�cie w swej g�upocie nie spostrzegli.
- Oczywi�cie, m�w o co chodzi a nie biadol - odrzek� z gniewem krasnolud.
- Ha! W dole wida� ogniska.
- Co? - zapyta� z zaciekawieniem Kymil zapominaj�c nawet o tym, �e postanowi� sobie w duchu nigdy si� do mrocznego nie odezwa�.
Pheagator mrukn�� co� niezrozumiale, po czym wycedzi�:
- Kto� jest w dolinie i s�dz�c po ilo�ci ognisk przewy�sza nas liczebnie w stosunku jeden do trzech, albo i czterech - m�wi� to takim tonem, aby da� wszystkim do zrozumienia, �e to on jest najinteligentniejszy i tyko on wie, co robi�.
- Ciekawe, kto to? - zapyta�a Amfisia i unios�a r�ce, aby wykona� gest czaru poszukiwawczego, jednak�e zaraz je opu�ci�a i wyra�nie si� zarumieni�a.
Yarpenn zachichota� po nosem.
- No, na co czekasz, Amfisiu? He, He.
Czarodziejka wzruszy�a ze zniecierpliwieniem ramionami i zmierzy�a krasnoluda spojrzeniem takim, �e gdyby by�a bazyliszkiem Yarpenn trzydzie�ci razy zamieni�by si� w kamie�.
Kymil spojrza� z u�miechem na Yarpenna po czym przeni�s� wzrok na Amfisi�, kt�ra zn�w, nie wiedzie� sk�d, zarumieni�a si�. Widz�c jej z�o�� i zmieszanie si�gn�� do niedu�ej sakiewki, wyci�gaj�c przepi�kny amulet koloru najczystszej zieleni, przetykany srebrzystymi niteczkami nadzwyczajnego metalu. Sam wisiorek mia� kszta�t zwini�tego li�cia klonu, na kt�ry spad� delikatny deszczyk, b�yskaj�c w �wietle ogniska milionem iskierek. Elf u�miechn�� si� do czarodziejki i bez s�owa podszed� i na�o�y� nadzwyczajny klejnot na szyj� sztywnej Amfisi.
- Nie mo�esz obawia� si� niebezpiecze�stw magii, kt�re czaj� si� w tej krainie. Uwierz w moc mojego daru i walcz z wol� dasii sorrare . B�dziesz wtedy bezpieczna - wyrecytowa� z dum� kr�l elf�w wpatruj�c si� jej w oczy - Wierz, a b�dziesz silna.
Zdumiona Amfisia milcza�a wpatruj�c si� w elfa, kt�ry powr�ci� na swoje miejsce i odnalaz� kolejny patyk, kt�rym m�g�by pogrzeba� w ogniu. Czarodziejka uj�a nadzwyczajny klejnot w d�o� i z podziwem przyjrza�a si� misternej elfickiej pracy. Przeczuwa�a, �e to wieli dar, a co najgorsze nie mia�a poj�cia jak za niego dzi�kowa�.
- Te! Ja te� taki chce!
Unios�a d�onie i z czci� wypowiedzia�a zakl�cie. Jeszcze �aden czar nie sprawi� jej takiej rado�ci, a duma, jakiej zazna�a, gdy Kymil na ni� spojrza�, przerasta�a uczucia, jakie pami�ta z czas�w studi�w przy boku mistrza, z czas�w swych pierwszych sukces�w.
- Jest tam jeden mag, wyra�nie wyczuwam aur� mocy. Jest silny - rzek�a czarodziejka i opu�ci�a r�ce.
- To na pewno ci, co nas kuna napadli, ach, jak� mam ochot� im dokopa�! - warkn�� Yarpenn.
- Ja bi�, bi� - podnieci� si� Morglum.
- Spokojnie, spokojnie zwierzaku - rzuci� Pheagator - pragn� przypomnie�, �e mamy i�� po tego skrzekacza, a potem najkr�tsz� drog� do domu!
Yarpenn uni�s� sw�j top�r z ziemi i przejecha� palcem po jego idealnym ostrzu.
- Taaa!
- Yarpennie, mo�e by�my tam si� podkradli, cho� wiesz... - Kymil zmierzy� krasnoluda wzrokiem - mo�esz mie� z tym pewne problemy hihi.
- Ty chudy, uwa�aj se no!
Amfisia zachichota�a, a elf uda� �miertelnie obra�onego, cho� to nie bardzo mu si� uda�o.
Przez ca�y ten czas Ditri kurczowo �ciska�a r�koje�� swego miecza. Wiedzia�a bardzo dobrze, �e je�li to s� ci sami bandyci, kt�rzy j� �cigali to jest w�r�d nich ostatni, ten jeden, najgorszy. Jej serce zabi�o mocniej, a drobne piersi unosi�y si� w gwa�townym oddechu.
- Id� z wami! - wypali�a i natychmiast za�o�y�a miecz na plecy - nikt mnie przed tym nie powstrzyma.
- Przystopuj malutka, nie idziemy tam mordowa�, to mog� by�...
- Nie m�w do mnie malutka! - warkn�a w odpowiedzi i ruszy�a w ciemno��.
Yarpenn wzruszy� ramionami i spojrza� bezradnie na z�otow�osego elfa, kt�ry tak�e nic nie mia� do powiedzenia.
- W takim razie ja zostan� - zaproponowa� Kymil - id� mo�e uda ci si� do niej przem�wi�, poza tym s�dz�, �e ma do ciebie zaufanie.
Yarpenn spojrza� na elfa i u�miechn�� si�.
- C� tak dzia�am na kobiety - wzni�s� top�r w ge�cie po�egnania i ruszy� w �lad za p�elfk�.
- Heh...
Rozdzia� II
Krasnolud podszed� najciszej jak umia� do skulonej w ciemno�ci postaci, przywartej do pnia drzewa. Ukucn�� i skierowa� wzrok za spojrzeniem Ditri. Jego oczom ukaza� si� spory ob�z, co najmniej cztery ogniska, a przy ka�dym pi��, a nawet sze�� os�b. Namioty rozbito troch� dalej, Jeden z nich wyr�nia� si� od razu. Jego wielko�� i kszta�t by�y nad wyraz wymowne i do�wiadczony krasnal od razu wiedzia�, �e tam siedzi kto� wa�ny.
Rozejrza� si� dooko�a planuj�c jak podej�� bli�ej, gdy z najwi�kszego namiotu wyszed� m�czyzna z mieczem i sztyletem u boku. Jego str�j znacznie r�ni� si� od tych tu odzianych na czarno, a widoczne nawet z miejsca obserwacji pier�cienie wskazywa�y na wysokie stanowisko. M�czyzna warkn�� kilka rozkaz�w i dwie osoby zaraz rzuci�y si� w pop�ochu, aby je wykona�. Ditri ani Yarpenn nie byli w stanie us�ysze�, czego chcia� dow�dca, postanowili jedna mie� si� na baczno�ci. P�elfka prawie bezszelestnie wspi�a si� na drzewo i z nienawi�ci� na twarzy przypatrywa�a si� potwornemu wrogowi.
Yarpenn przez chwil� obawia� si� o ni�. Ba� si�, �e zeskoczy z tego pnia i rzuci si� na Akira gin�c od gwi�d��cych be�t�w. Usiad� za k�p� krzew�w i przez kr�tk� chwil� przypatrywa� si� stoj�cemu m�czy�nie. Mia� wielk� ch�� rozp�ata� go toporem, wiedzia� jednak, �e nie zd��y�by nawet podej��. Jeszcze raz policzy� przeciwnik�w i sprawdzi� ich uzbrojenie.
Miecze, kusze, buzdygany, kolczugi, jak zwykli zb�je, a jednak narobili tyle k�opot�w, zastanawia� si� krasnolud stukaj�c palcami po trzonku topora.
Chwil� zadumy przerwa� mu cie�, kt�ry opad� znienacka tu� przed nim. Yarpenn natychmiast si�gn�� po bro�, ale ju�, gdy to robi� pozna� p�elfk� kucaj�c� w przykl�ku.
- Wracajmy - szepn�a dr��c.
- Co� si� sta�o ma�a?
Ditri nic nie powiedzia�a tylko rozp�yn�a si� w mroku. Yarpenn siedzia� jeszcze przez chwil�, po czym pozbiera� si� i wsta� wspieraj�c na dr��ku topora.
* * *
Kymil siedzia� na belce i wpatrywa� si� w ta�cz�ce po drewnie p�omienie. Co jaki� czas spogl�da� w stron� czaj�cego si� w cieniu Pheagatora, kt�ry oparty o pie� drzewa czy�ci� sw�j czarny sztylet. Mroczny r�wnie� nie spuszcza� spojrzenia z nowego towarzysza dru�yny. W jego spaczonym umy�le ju� powstawa�y plany dotycz�ce jego sztyletu i plec�w elfa, a na usta wyp�yn�a krzywa parodia chytrego u�miechu.
Kymil opar� si� wygodniej i skierowa� wzrok na Pheagatora. Mroczny wbi� w niego swe oczy jak sztylety .
- Na co si� patrzysz - wypali� tak, �e drzemi�ca Amfisia podskoczy�a na swoim pniaku.
Elf u�miechn�� si� lekko i przeni�s� spojrzenie gdzie indziej jednak poruszony mroczny nie zrezygnowa� z pretekstu.
- Ha, wielki w�adca, powiedz mi czy twoi poddani to tacy sami mazgaje jak ty?
- Pheagator - wtr�ci�a si� stanowczo Amfisia.
- Ha nic nie powiesz?
- Sko�czy�e�? - zapyta� Kymil i spojrza� rozm�wcy w oczy.
- Nie i nie sko�cz� jeszcze przez d�ugi...
- To zaoszcz�d� mi reszty, pewnie b�dzie mia�o to tak� sam� warto�� jak te pozbawione sensu s�owa p�yn�ce jak strumie� z twoich ust.
- I kto to m�wi, gdyby nie ona to wiesz, �e...
- �e co? - zn�w odezwa�a si� Amfisia spogl�daj�c to na jednego to na drugiego.
- �e nic Amfisiu, ju� po sprawie - rzek� Kymil.
- O nie, b�dzie po sprawie dopiero, gdy...
Nie doko�czy� gdy� do obozu wpad�a jak burza Ditri i usiad�a na swoim dawnym miejscu. Chwil� po niej w obr�b �wiat�a bij�cego od ogniska wszed� Yarpenn.
- Gdy co Pheagator? O czym rozmawiali�cie?
- O...
- Niczym, czego si� dowiedzia�e�? - zapyta� elf.
Krasnolud spojrza� na swoich elfich towarzyszy.
- To te same dranie - oznajmi� - co robimy?
- Zabijemy - j�kn�a Ditri i doby�a swego pi�knego miecza b�yszcz�cego srebrzy�cie, mimo, �e wy�apywa� �wiat�o ogniska. Trzymaj�c go dziewczyna po raz kolejny dozna�a znajomego ju� uczucia pewno�ci i si�y. Mia�a ochot� odnale�� jakie� odosobnione miejsce i tam odda� si� rozkoszy pewno�ci i r�wnowagi.
Pokryty zdobieniami miecz za�wieci�, a m�oda Ditri znalaz�a si� na zielonej polanie zlanej srebrn� jak klinga jej miecza ros�. Dziewczyna z zapartym tchem przypatrywa�a si� tej dziwnej postaci zmierzaj�cej w jej stron�. Nie czu�a skr�powania, mimo, �e osob� t� by�a urodziwa naga elfka. Przygl�da�a si� z podziwem jak b��kitno czerwone skrzyd�a elfki rozwijaj� si� zasypuj�c Ditri setkami ma�ych iskierek, brz�cz�cych magi� i szepcz�cych jej do uszu dziwne nieznane s�owa. P�elfka wyci�gn�a r�k� w stron� migocz�cej postaci, pi�knej, nadzwyczajnej istoty, w kt�rej r�ku znajdowa� si� b��kitny jak najczystsze niebo kwiat.
Dreszcz rado�ci �cisn�� jej serce, a delikatna d�o� nimfy musn�a policzek p�elfki... i wszystko znik�o. Ditri siedzia�a na pniaku i z zak�opotaniem spojrza�a na towarzyszy patrz�cych si� na ni� jakby potrzebowa�a pomocy.
- Czego si� tak na mnie patrzycie! - wypali�a.
Amfisia zmierzy�a j� krytycznym spojrzeniem i pokiwa�a ze zw�tpieniem g�ow�.
- No c� chyba b�dziemy musieli si� przyzwyczai�.
- Do mnie!? - wrzasn�a dziewczyna i podesz�a do zmieszanej czarodziejki, a miecz ja�nia� jej w r�ku - mo�e powinni�my do ciebie si� przyzwyczai�? - umys� dziewczyny przy�mi�a mg�a z�o�ci.
- Denitari! - odezwa� si� pewnym g�osem Kymil.
- Malutka - j�kn�� Yarpenn - od�� miecz, nie rozrabiaj!
Ditri spojrza�a na Amfisi�, kt�ra ju� uk�ada�a palce do gestu czaru u�pienia. P�lelfka cofn�a si� dwa kroki od czarodziejki i niepewnie unios�a miecz do defensywy. Klinga pi�knej broni zaszumia�a delikatnie niczym wietrzyk sun�cy przez pola. Amfisia nie by�a pewna czy to magia czy prawdziwy wiatr, ale zanim my�l ta przemkn�a przez jej umys� ostrze znik�o ukryte w br�zowej pochwie.
Ditri odesz�a od ogniska stawiaj�c niepewne i chwiejne kroki. Gdy dotar�a do skraju kr�gu �wiat�a z ogniska usiad�a, podci�gn�a kolana i ukry�a twarz w ramionach.
Yarpenn spojrza� z wyrzutem na czarodziejk�.
- Co ja z�ego powiedzia�am? - zapyta�a i przenios�a wzrok na Kymila, z kt�rego twarzy nic nie da�o si� wyczyta�. By� jakby zadumany, jakby podr�owa� po najdalszych cz�ciach swej �wiadomo�ci.
- Dobra daj ju� spok�j Amfisia, nie m�wmy o tym by�o i niema.
- By�o, min�o - poprawi� Kymil, wracaj�c z umys�owej podr�y i u�miechn�� si�, potem spojrza� w stron� Ditri.
Ramiona p�elfki dr�a�y w cichym szlochu, a ma�e d�onie zaciska�y si� w pi�stki. Elf podszed� do zgn�bionej dziewczyny przykl�kn�� przy niej i szepn�� do niej kilka niezrozumia�ych dla przyjaci� s��w. Ditri wida� te� nie zrozumia�a, gdy� spojrza�a z zaciekawieniem na elfa. Po jej policzku sp�ywa�a �wie�a �za.
Yarpenn przygl�da� si� uwa�nie, ale nie mia� najmniejszego poj�cia, co ten elf zamierza zrobi�.
Po chwili Ditri u�miechn�a si� poprzez �zy, a Kymil Simmedrian pom�g� jej wsta�. W oczach Ditri nie by�o wida� rozpaczy, jednak b�l i cierpienie nim spowodowane pozosta�. Krasnolud nie wiedzia�, co przechodzi ta m�oda, a ju� tak do�wiadczona przez �ycie dziewczyna, potrafi� sobie jednak wyobrazi� jak sam by si� czu�, to mu wystarczy�o, aby wsp�czu� Ditri ca�ym sercem.
- No to ju� po wszystkim - przerwa� milczenie Krasnolud - musimy si� teraz zastanowi� co b�dziemy robi�, czy idziemy do tych bagien, czy idziemy za zb�jami. Co nam bardziej pomo�e?
- Efeso nie mo�e za d�ugo czeka�, wola licza b�dzie go niszczy�a, z drugiej za� strony, kto wie czy nie zostali�cie wys�ani do tego stwora celowo - powiedzia� Kymil i zwr�ci� si� bezpo�rednio do Yarpenna - w takim wypadku mo�e mag, kt�ry to zrobi� b�dzie co� wiedzia�, jak my�lisz?
- Masz racj� elfie, ale nie wiemy czy ten mag jest w obozie, nie widzia�em go, z namiotu wyszed� tylko jeden - m�wi�c to Yarpenn k�tem oka zerkn�� w stron� Ditri - poza tym jak si� do tego maga dostaniemy?
- Bardzo prosto, pomy�l, jak ludzie boj� si� tak wspania�ych istot jak ja. Na sam m�j widok struchlej� jak tch�rze, kt�rymi s� - powiedzia� Pheagator i z wynios�o�ci� skrzy�owa� ramiona na piersi spogl�daj�c na Kymila, kt�ry pokr�ci� ze zw�tpienia g�ow�.
- Uciekn� Pheaciu, ale chyba z innego powodu - parskn�a Amfisia, a Yarpenn nie kry� rozbawienia, tylko Morglum skroba� si� bez skutku po g�owie. W ko�cu mu si� uda�o, z�apa� robaka i pos�a� go w obj�cia Ghotera .
Mroczny spojrza� na Amfisi� jakby to by�a �miertelna obraza, natychmiast przerywaj�c jej �miech.
- Mo�emy p�j�� ich �ladem, w ko�cu kiedy� nadarzy si� okazja - zreflektowa�a si� Amfisia.
- A co je�li u�yj� magii, aby nas znale��? - zapyta� z pow�tpiewaniem Yarpenn.
- Nie krasnalku, gdyby u�ywali magii wiedzieliby tak dobrze o nas jak my o nich ju� od dawna - odpowiedzia�a u�miechaj�c si� czarodziejka.
Yarpenn warkn��.
- No, no! Skoro tak dobrze to wiesz to m�w od razu! - obruszy� si� krasnolud.
- Ach, wi�c jak? - spyta� z powag� Kymil.
- Bi�, Bi�!
- Tak b�dziemy bi�, ale nie teraz.
Yarpenn wzruszy� ramionami i odezwa� si� w�adczym g�osem:
- Ruszamy, gdy tylko wrogowie zwin� ob�z, Pheagator b�dzie ich obserwowa�.
- A ju� ci!
- B�dziesz bez gadania! No ruszaj!, dobrze, a teraz odpocznijcie, jutro czeka nas w�dr�wka, d�uga i m�cz�ca.
- Ha, nawet nie wiesz jak - dorzuci� elf i podszed� do swojego pos�ania, przy kt�rym le�a�y dwa pi�kne elfickie miecze, schowane w czarnych jak sadza pochwach pokrytych z�otymi i srebrzystobia�ymi zdobieniami przedstawiaj�cymi pn�cza, gwiazdy i wiele legendarnych motyw�w elfickiej historii, jakby ca�a przesz�o�� i przysz�o�� wp�yn�a na t� par� bli�niaczych mieczy nadaj�c im moc tysi�ca ostrzy i pi�kno zorzy l�ni�cej ponad G�rami Mosetalie .
Yarpenn odetchn�� g��boko, u�o�y� si� i przymkn�� oczy. S�ysza� jeszcze g�o�ne skrobanie Morgluma i burczenie w jego wielkim brzuchu.
- Uyps! �och! Moja g�odna! Hrrr!
Krasnolud nic nie powiedzia� u�miechn�� si� tylko pod swoj� d�ug� brod� i odda� si� Wiecznej Paj�czarce, nie wiedz�c nawet, �e uprz�d�a dla niego mroczne sny.
Ditri d�ugo nie umia�a znale�� dla siebie miejsca. By�o jej niewygodnie, a gdy wreszcie znalaz�a dogodn� pozycj� oczy pragn�y patrze�, a nie zamyka� si�. Gdy przymkn�a powieki widzia�a tylko jeden obraz - Akira stoj�cego nad konaj�c� Fanariel, trzymaj�cego zakrwawiony miecz, kt�ry dosta� od ojca.
W ciemno�ci da� si� s�ysze� cichy szept: mamo.
* * *
Przeczytaj W�drowcze cz�� drug�...